poniedziałek, 23 września 2019

Ona ma siłę..

Ona. 158 cm. 52 kg żywej wagi. Ile może zmieścić się w  tym ciele? Ile kg endometriozy? Ile litrów łez? A siły? Ile zmieścić się tam może siły?

Bicepsy słabe. Napinam czasami mięśnie dla  żartów i porównuje z mężem. Śmieję się do mnie, że jest mięsień, twardy jak skała. Oczywiście kłamię. Ja nawet nie umiem napiąć dobrze bicepsa. Zaciskam zęby, zaraz mi szczęka pęknie, bicepsa jak nie było widać, tak nie widać.. A mąż kłamie dalej - przecież jest, zobacz, twardy jak skała. 


Ile razy trzeba powtórzyć takie kłamstwo, żeby w nie uwierzyć? Ile razy trzeba powiedzieć sobie, że nic się nie stało i wszystko będzie dobrze, żeby nie stracić nadziei?

Oszukujemy się cały czas. Kłamiemy w żywe oczy. A może to nie kłamstwo? Tylko podświadomość podpowiada mi, w co wierzyć a w co nie?
Czasami mam gorszy dzień i mówię wtedy Staremu - sam w to nie wierzysz. On kotłuje się w środku i mówi "nieprawda". Śmieję się w twarz  - jasne.
Naciągamy prawdę dla siebie nawzajem.

Ja mam siłę. Czasami słyszę, jejku jaka jesteś dzielna, ja bym się dawno poddała. Nieprawda. Skąd możesz to przewidzieć, skoro nigdy nie byłaś w tej sytuacji?

Naprawdę mam siłę. Czasami w nią wątpię. Patrzę na tego smutnego bicepsa, którego nie widać, i myślę, jejku co on może niby podnieść? A podnosi, dużo więcej niż planowałam.

Ty też masz siłę. Patrzysz w lustro i myślisz - nie udźwignie. Co to chuchro może dźwignąć? Dużo.

I nagle wniosek. To nie kłamstwo. To prawda. Wszystko będzie dobrze. Dam radę.

Nie ważne, kto Cię przekonuje. Ojciec, mąż, przyjaciółka, matka.. Czasami argumenty są słabe i wiesz , że kłamie, teoria naciągana mocno.. Jakim cudem możesz coś zrobić, nie masz siły przecież.. Nie ważne, kto CIę przekona. Rodzina, Psycholog, Bóg czy Ty sama.. Masz siłę. To wcale nie kłamstwo, tylko prawda.

Budzę się rano i "kłamię" do siebie, że wszystko będzie dobrze. Muszę robić tak codziennie. Myję zęby rano i "kłamię" do siebie, że mam siłę. 



wtorek, 17 września 2019

Romantycznie we troje

Doceniam romantyczne chwile we dwoje. We troje. Mój mąż, strzykawka i ja.


Siadamy na łóżku, które w małżeństwie ma pełnić rolę inna niż kozetki i odpakowujemy zestaw jak prezent. Przechodzi mi przez myśl, że to prawie jak Kinder niespodzianka. Brakuje tylko Kinder i czekolady, ale jest w środku całkiem ciekawa zabawka. Można się wykazać. Jak złożyć zabawkę bez instrukcji...
No właśnie - bez instrukcji.
Ulotka szeroko opisuje co z czym wymieszać, jaką igłę do czego użyć, wszystko ogarniam, jestem inżynierem.
Ale zacznijmy od początku, jak k.. zdjąć plombe?
Przechodzi mi przez głowę lista, jakie narzędzia przynieść.. Otwieracz do wina, klucz imbusowy, pilniczek czy nożyczki?

Udaje nam się nie zepsuć zestawu i delektujemy się romantyczną chwilą we troję. Ja, mąż i strzykawka. Para narkomanów, romantycznie namaszczamy ciało octaniseptem.
Igłę wbijam ja. Mąż obserwuje jak gładko wchodzi, ale po 3 zastrzyku nadal nie ma ochoty spróbować. Ja wbijam, od wciska płyn. Jak razem to razem.

Ostatnie próby. Oczywiście w głowie mieszane uczucia. Staram się nie myśleć, jak te zastrzyki wpłyną na endometriozę, chociaż przechodzi mi przez myśl, że każdy skurcz macicy to już ten skutek uboczny.

Staram się wierzyć, choć wiem, że sama owulacja to dopiero pierwsza część sukcesu.

Czy boję się, że nie wyjdzie? Już nie. Już wiem, mam plan i znam możliwości.

Jestem jeszcze na etapie, gdzie czuję, że najtrudniejsza w in vitro jest decyzja. Wiem już o tym, słyszałam parę razy, że to nie prawda, wiele trudniejszych rzeczy przede mną, a jednak na tym etapie czuję, że to zgoda jest najtrudniejsza.
Może dlatego teraz jestem spokojniejsza? Bo wiem, że to nie koniec, i medycyna mnie jeszcze nie skreśliła? Że mam szansę i mogę z niej skorzystać? Choć modlę się, żebym nie musiała, specjalnie w to nie wierzę.

Moja choroba. Koleżanka Endometrioza, nauczyła mnie, że w marzeniach nie chodzi o to, żeby spełniać je od razu. Mimo, że ja zwykle jestem niecierpliwa, impulsywna i wszystko realizuje od ręki. Najprostsze w życiu to kliknąć "kup teraz".
A tu co? Nie da się. Jutro jest dalej niż za 24 godziny.Lekcja cierpliwości, dla niecierpliwych.
W niektórych marzeniach chodzi o to, żeby spełniły się w ogóle..

Doceniam, te chwile we troje. Strzykawka, mąż i ja. Dajemy radę razem z tym i damy radę z wszystkim innym, co nas czeka.














poniedziałek, 16 września 2019

Szczęście

Znalazłam bursztynek na plaży. Szczęście. Prawdziwy fuks. 


Maż mówi - trochę ukradłaś. Czy można ukraść trochę? Szczęście.. 


Spotykam na plaży poławiacza bursztynu, który zostawia po sobie kupki "śmieci morskich", wstępnie przebrane. Turyści, dokładnie tacy jak ja, grzebią w tych śmieciach dalej. W ruch idą profesjonalne patyki z plaży i grzebią... 


Ja nie grzebię. Ja mam szczęście. 

Przechodzę obok i w słońcu mieni się bursztynek. Maleństwo. Schylam się i trochę kradnę, ten mały kawałek szczęścia. Mam., Bursztynek - szczęście. 


To nic złego, ukraść kawałek szczęścia. Samo nie przyjdzie, trzeba pomagać. Trochę dostać i trochę ukraść.. 


Walcząc o swoje szczęście, muszę ciągle trochę kraść. Kradnę czas, kradnę zdrowie.. Samo nie chce przyjść. Nie poddaje się, chociaż wiele razy płaczę w poduszkę, że czemu ja, a nie inni. Oni są głupsi, będą gorszymi rodzicami, co oni mogą tym dzieciom dać... A potem wiem, że szczęście trzeba trochę ukraść.. Kradnę.

Walczymy ostatni raz o sukces kradnąc tylko trochę. Zastrzyki, tabletki, wizyty i .. albo się uda ukraść trochę, ale idziemy kraść szczęście już całkiem poważnie - w klinice niepłodności.

Spotykam dużo smutnych kobiet. Jesteśmy wszystkie takie same. Udajemy, że nic się nie dzieje przed całym światem. Robimy całkiem głupie miny, pytane, a kiedy dzieci. A przed swoimi mężami udajemy prawdziwe wojowniczki. Siła, mądrość i opanowanie.

A potem odpalasz komputer, telefon i wpisujesz w wyszukiwarkę, endometrioza, niepłodność.  I płaczesz. Po czasie dochodzi do Ciebie, że nie jesteś taka wyjątkowa jak Ci się wydaje. Bo takich kobiet jak Ty jest miliony. Ja też jestem. I doskonale Cię rozumiem..